15 czerwca 2008

Sklastruj się, a nie daj się - Konferencja EKON, Kraków, 9 czerwca,

W ostatnim czasie brałem udział w ciekawej konferencji poświęconej m. in. stosowaniu nowych technologii w dziedzinie kultury. Była zorganizowana m. in. przez krakowskie Stowarzyszenie Twórców i Menedżerów Kultury UNISONO (tworzące Klaster Przemysłów Kultury i Czasu Wolnego i nosiła tytuł Nowoczesne zarządzanie sektorem kultury w Polsce. Prezentacja dobrych praktyk w kontekście regionalnych szans i wyzwań ery informacyjnej. Chociaż w "masie" prezentowała szereg projektów związanych z promocją regionów, miała za tło takie pojęcia jak przemysły kultury, konwergencja, digitalizacja, synergia, innowacyjność i kreatywność.

Zaprezentowane projekty i inicjatywy promujące wydarzenia i atrakcje kulturalne regionów (prócz oczywistego Krakowa i jego Wrót Małopolski - tu pojawiła się znakomicie zaprezentowana przez pracownika Urzędu Marszałkowskiego Woj. Małopolskiego Małopolska Biblioteka Cyfrowa, także Łódź z Media Klaster i Lublin z Klastrem Kultury Lubelszczyzny), wskazywały jakie szanse i możliwości w "nakręcaniu " regionalnej koniunktury daje przemyślne konstruowanie "klastrów" złożonych z instytucji kultury, nauki, regionalnych instytucji pozarządowych, samorządowych władz i lokalnego biznesu, współdziałających zazwyczaj w bardzo luźnej formule. Dlaczego w ten sposób? Bo jest to najlepsza droga do wykorzystania efektu "wzmocnienia" ich działań, możliwości i wiedzy (a więc owej synergii), które wykorzystywane odrębnie przynoszą o wiele gorsze efekty. Zatem gdy po staremu 2+2=4, dzięki wzmocnieniu prawdziwe staje się 2+2=5.

Klaster - nie dość, że wzmacnia działania, to jeszcze jego efekty oddziaływują (jak mawiają m.in. bibliotekarze) "siłą kolekcji" - jeden event ściągnie pasjonatów, kilka - kilka razy więcej (może często tych samych), lecz sprawnie wyreżyserowane kulturalne zbiorowe wydarzenie lub projekt staje się - no właśnie - kulturowym przemysłem, przyciągającym masowego (nie mylić z karczmą piwną) uczestnika. Skąd nagle spora dawka ekonomii w tej całej zabawie? Otóż takie wydarzenia znakomicie napędzają regionalną gospodarkę i stają się prócz turystyki "do miejsc", pielgrzymką "do treści", która prócz zapewnienia wzniosłych duchowych przeżyć stymuluje konsumpcję na wszystkich polach. I wygrywają wszyscy - instytucje kultury, które stają się głównymi aktorami przedstawienia, lokalne władze chcące i zobowiązane do promocji regionu i zapewnienia jego rozwoju, a także lokalny biznes zarabiający na uczestnikach. Dobrze przemyślane wydarzenia tego rodzaju także są znakomitym pretekstem i okazją do pozyskania dodatkowych środków np. z funduszy europejskich i krajowych. Wówczas równanie synergii przybiera postać 2+2=6. ;-)

Kluczem do całej tej zabawy jest dość obco brzmiące w naszych realiach słowo "współdziałanie". Oczywiście - wygrywa ten, kto ma lub potrafi pozyskać treści i umie innowacyjnie wyszukiwać nisze do ich prezentacji. Lecz warunkiem koniecznym jest rezygnacja: z zachowawczej, twardej obrony instytucjonalnych granic, prowincjonalnej gry na wykluczenie tych, których uważa się za regionalnych (lub wręcz personalnych) konkurentów, rozumiejący ogląd całości i jej celów oraz postawienie na kreatywność i innowacje. A ta ma także swoje dodatkowe warunki: świeżość spojrzenia, umiejętność przełamywani tradycyjnych i nawet już nieuświadamianych mentalnych ograniczeń oraz dedykowany jej inkubator - niszę, gdzie w dużej swobodzie i różnorodności koncypujących urzędniczych, "kulturalnych" i biznesowych mózgownic rodzą się nowe pomysły i bez żalu i urazy są zarzucane chybione.

Chociaż wśród prezentowanych projektów były całkiem "analogowe" i niewirtualne, podkreślano ważną rolę digitalizacji i w efekcie zjawiska konwergencji kulturowych treści. Może ona przybierać różną postać, lecz tu nawiązywano do tej klasycznej, w której wytworzone w takim zbiorowym wydarzeniu lub projekcie treści da się eksploatować na wielu medialnych platformach i w wielu miejscach. I znów mają co robić i korzystają dawcy treści (kultura), lokalne media, biznes i sami uczestnicy wydarzenia, zaś regionalny establishment ma produkt, który może zaprezentować we własnej internetowej witrynie, wydawnictwach promocyjnych, czy znakomicie wówczas promującej region konferencji. No i - do dobrego i interesującego zaczyna przychodzić dobre i interesujące, podbijając wartość następnych wydarzeń.

Zatem klaster kulturowy to taka nieprzypadkowa i przemyślnie skonstruowana gra, w której wygrywają wszyscy. Jest on wbrew fizyce rodzajem kulturowego, politycznego i gospodarczego "perpetuum mobile", które serwuje niekiedy dość opatrzone treści w nowych zestawieniach, napędza lokalną gospodarkę, służy jednocześnie mieszkańcom i przyciąga zaintrygowaną pozaregionalną publiczność. A jego efekty mogą stanowić materiał wejściowy do następnych wydarzeń.

Wniosek - dziś już nie ma sensu działać w pojedynkę, bo takie działanie jest nieefektywne i nie wykorzystuje wszystkich szans. "Resortowe" podejście do kwestii kultury, samodzielne skrobanie marchewki na boku i indywidualne zawody, kto "ma większego" lub jak daleko potrafi nasiusiać (choć może dostarczają dawkę stymulującej adrenaliny) - należy odłożyć do lamusa. By regionalne instytucje były zdolne pokazać swój cały "power" i by stały się ważnym elementem pejzażu regionu, generującym, prócz estetycznych doznań, także wymierne korzyści, nie mogą już funkcjonować wyłącznie w obrębie pilnie strzeżonych własnych granic, realizując się w obrębie czystych, higienicznie odseparowanych artystyczno-estetycznych interakcji pomiędzy konkretną instytucją a publicznością. Społeczno-technologiczno-biznesowo-kulturowy klaster zwiększa szansę sukcesu w każdym obszarze, bo powiększa zakres koncepcji i zasobów do wykorzystania. A wymóg innowacyjności sprawia, że są one wykorzystywane efektywnie i sprawnie, środkami nie większymi niż faktycznie potrzebne.

No - i to by było na tyle.