7 maja 2007

Ekologii bibliotek cz. 2 - Biblioteka industrialna - Technologia

Jeśli przez bibliotekę będziemy rozumieć system komunikacji kulturowej oparty na tekstach, to biblioteki industrialne realizują swoje działania w znakomitej większości wypadków przy pomocy tekstu w formie wytworzonego maszynowo papierowego kodeksu. Taka postać przechowywania i prezentacji tekstu nie jest bynajmniej neutralna dla niego samego, dla kulturowych treści, które niesie - i dla procesującej go instytucji.

Forma ta mianowicie ma przemożny wpływ na to, co może z tekstem zrobić użytkownik, w jaki sposób na jego podstawie może tekst poznawać i wytwarzać nowe treści oraz w jaki sposób musi "obsługiwać" go taki system komunikacyjny jak biblioteka. Cechy maszynowo wytworzonego kodeksu są dobrze widoczne np. w zestawieniu z rękopisem średniowiecznym, który jako egzemplarz zawsze był unikatowy, nawet jeśli zawierał ten sam tekst.

Papierowa książka stanowi zespolenie tekstu i trwałego nośnika. Ma to takie zalety jak ciągła gotowość iłatwość jej użycia oraz stosunkowo wysoka trwałość. Powiązanie tekstu z nośnikiem jednakże utrudnia lub uniemożliwia pewne operacje na tekście - kopiowanie, porównywanie, przeszukiwanie, etc. Operacje te są możliwe po zatrudnieniu użytkownika, który musi dokonywać ich samodzielnie. Utrudniona jest także prezentacja wzajemnych relacji między tekstami, bowiem wynik porównania i powiązania przedstawiony jest również w formie kodeksu posiadającego te same cechy.

Aparat biblioteki industrialnej przystosowany jest do obsługi i przepływu nośników tekstów, co ma odzwierciedlenie w organizacji biblioteki w postaci systemu transportu, magazynowania, udostępniania, które to systemy, ze względu na wykładniczy wzrost zasobów bibliotek są przez nie automatyzowane.
Dodatkowym zadaniem technologicznym biblioteki industrialnej, realizującej kulturową misję zachowania tekstów jest ochrona i konserwacja nośnika w celu zachowania jego integralności. Sposoby zachowania są adekwatne do technologii wytworzenia nośnika.

Technologia i sposób wytwarzania nośnika ma w pływ na sposób dystrybucji jego komunikatu i rzutuje na jego (nikły) komunikacyjny zasięg. Określa ona jednocześnie lokalny komunikacyjny zasięg całej biblioteki.
Ważną cechą papierowego kodeksu jest jego massmedialna charakterystyka komunikacyjna, która sprawia, że biblioteka industrialna jest - z punktu widzenia tejże charakterystyki - jednokierunkowym massmedialnym "przekaźnikiem" tekstów.

Ta cecha jest bardzo istotna dla pokroju kulturowych treści, przekazywanych przez bibliotekę, bowiem są one, w przypadku mediów masowych, formowane w specyficznie uwarunkowany "stratny" i selektywny sposób.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Odniose się tylko do końcowej cześci twojej wypowiedzi.

Z tego, co wiem, papierowy kodeks nigdy nie był uznawany za medium masowe, prasa tak, ale książki nie. Różnorodność, zbyt niskie nakłady (poza komiksami i tzw. literaturą brukową, jarmarczną), niewielki stosunkowo zasięg oddziaływania, wysokie wymagania w zakresie kompetencji językowej, funkcja artystyczna (naukowa) – to były czynniki silnie ograniczające masowy wpływ. Czytelnictwo książek zaliczano zawsze do tzw. kultury wysokiej, zindywidualizowany charakter uczestnictwa w tej kulturze i wyjątkowy poziom kompetencji niezbędnych do jej odbioru szczególnie podkreślano. Tak naprawdę nie udało się z papieru stworzyć prawdziwego massmedium, jedynie prasa ambitnie próbowała pełnić taką rolę. Kulturę masową przyniosły dopiero radio i telewizja, a dziś w pewnym zakresie Internet.

Stąd, bibliotekę industrialną postrzegano raczej jako miejsce komunikacji elitarnej.
Może warto tutaj również podkreślić, że dialog z medium, jakim jest książka, w epoce industrialnej był czymś oczywistym. A przynajmniej dużo bardziej oczywistszym, niż w przypadku massmediów. Nie przypominam sobie, by spostrzegano książkę jako rodzaj jednokierunkowego medium. To wszystko, co dziś dzieje się „na wierzchu” (Kerckhove), działo się kiedyś wewnątrz, było niewidoczne dla cudzych oczu, ale działo się i właśnie przy udziale książki. Poszukiwano autorów, pisano do nich listy, dyskutowano z nimi, interpretowano po swojemu treści, dzielono się tymi treściami podczas grupowych spotkań, identyfikowano się z bohaterami, poetami, ba, wręcz stylizowano na nich. Każdy program nauczania w szkole przewidywał „interakcję” w kontakcie z dziełem literackim (nawet jeśli sterowaną politycznie, to jednak) - mówiło się, że książka nie istnieje bez czytelnika i że jest dokładnie tyle książek, ilu czytelników, bo nie sposób czytać literatury tzw. wysokiej bez udziału osobistego, bez współtworzenia czytanego tekstu.

Dlaczego to właśnie podkreślam?

Badając związki nowych technologii z językiem (tekstami) warto również wziąć pod uwagę (całkiem serio), że w jakimś sensie technologie te są materialnym wyrazem pewnych ludzkich pragnień, także i tych pragnień, które rozbudził w nas intymny, wolny od zewnętrznych ograniczeń, kontakt z książką. Komunikacja elektroniczna zniosła tradycyjne, często nieznośne, oddzielenie pomiędzy aktem nadania a aktem odbioru tekstu pisanego. Pismo stało się poniekąd środkiem przekazu bezpośredniego. Dialog stał się wreszcie widoczny i możliwy w rzeczywistym wymiarze. W rzeczywistym wymiarze świata wirtualnego ma się rozumieć.

Gratuluję Ci ogromnego „ekologicznego” przedsięwzięcia, mam nadzieję, że moje uwagi do czegoś Ci się przydadzą. Uważnie studiuję to, co piszesz, jednak nie jest łatwo na prędce sklecić coś sensownego w sprawach niemal nietkniętych przez bibliotekarskie środowisko.

Pozdrawiam, dana

Anonimowy pisze...

To jeszcze raz ja, tym razem w sprawie nosnika.

Może nie tyle „trwały nośnik” (sam zauważasz, że ma skłonność do dezintegracji), ile nośnik materialny w takim rozumieniu „materii”, jak rozumiała ją dawna (industrialna???) fizyka. Rzeczywiście brakuje tutaj dobrego słowa. Paradoksalnie, dziś w fizyce za „materię” przyjmuje się bez mała wszystko, wcale nie dlatego, że wszystko ma masę, objętość, kształt, sprężystość itp., dlatego, że coraz wyraźniej objawia się dwoistość natury świata, materialne może nagle zniknąć, a niematerialne wyłonić się z niebytu na prawach materii.
Ze współczesną fizyką jest właśnie trochę tak, jak z tymi sprzeczkami o materialność - niematerialność sieci komputerowych. Problem o tyle istotny, że brakuje porządnego kryterium różnicującego nośniki.

Jeśli nawet warunkiem zaistnienia bitów stają się fizyczne przedmioty (komputery, przewody, dyski), to funkcją tych przedmiotów nie jest przecież „bycie” informacją w sensie bezpośredniego, trwałego zespolenia z kodem, który informację przekazuje. Funkcją tych przedmiotów jest jedynie generowanie środowiska, w którym informacja (w tym sensie, co wyżej) mogłaby być swobodnie z miejsca na miejsce przenoszona. Papier i druk stają się tutaj bardziej analogiczne do pliku, pakietu, nie natomiast, jak wielu chce, do technicznych urządzeń.

Jeśli współczesne technologie pozwalają na wygenerowanie środowiska, w którym możliwy jest przepływ informacji „bitowej”, błędem byłoby mniemać, że technologie industrialne własnego środowiska nie wygenerowały. Środowisko dla swobodnego przepływu informacji „papierowej” tworzyły m.in. biblioteki industrialne, łączone na poziomie lokalnym i ponadlokalnym we wzajemnie współpracującą sieć. Któż z bibliotekarzy nie pamięta tej wzniosłej idei krajowej i międzynarodowej współpracy na rzecz sprawnego przepływu informacji?

Z moich wywodów chyba wynikło, że najpierw biblioteki, a potem Internet, że nie byłoby jednego bez drugiego, sorry, nie chciałam :)))

dana

Remigiusz Lis pisze...

No i jak tu zwięźle odpowiedzieć na taki upload ;-).
Co do "masowości" książek - otóż zdania są tu podzielone. I nawet ten sam badacz (Goban-Klas) potrafi podać dwie charakterystyki mass mediów, z których w pierwszej książka do nich należy, w drugiej już nie za bardzo. Z kolei John B. Thompson uważa, że masowości mediów nie należy rozumieć tak, że wielka grupa odbiorców odbiera zunifikowany produkt, lecz to, że z zasady jest on dostępny dla wielu odbiorców. Komunikolodzy posługują sie nieco innym rozumieniem masowości, niż potoczne, które jest nacechowane pejoratywnie - od pojęcia masowej produkcji, która oznacza wytwarzanie dużej liczbę tanich nietrwałych produktów małej wartości(sztuka masowa, kultura masowa,czasopisma masowe). Przecież komunikacyjna "masowość" TV, nie wyklucza nadania przez nią ambitnego filmu, który jest adresowany do elitarnej publiczności.
Co do interaktywności - otóż sprawa nie jest prosta - jednakże należy tu rozróżnić interakcję kognitywną (a lepiej reakcję kognitywną na dzieło) od interakcji komunikacyjnej, która sprawia, że możesz pisać komentarze tym samym kanałem komunikacji i są one widoczne niezwłocznie dla tej samej publiczności - jak same posty.
Czytelnik książki w znakomitej większości nie ma takiej realnej szansy, mimo że może słać prywatne listy do autora.
Niektórzy badacze mediów (L. Manovich) zrezygnowali nawet z uznania interaktywności jako istotnej cechy nowych mediów cyfrowych, powołując się na właśnie to "dopowiadanie" przez odbiorcę treści dzieła. Przykładem wg niego może być klasyczna rzeźba, która nie dość, że wyzwala w odbiorcy psychiczną aktywność interpretacyjną, to nawet zmusza go do aktywności fizycznej (np. do obejścia rzeźby w celu jej całkowitej percepcji).

Mediom masowym nie można odmówić także tego rodzaju interaktywności - np. radio, które także ją wyzwala (inaczej rzecz jasna niż druk, który wymaga zdekodowania tekstu).

Specjaliści od mediów masowych już dawno wyszli poza naiwny okres badawczy, gdzie twierdzono, że odbiorca jest pasywnym perceptorem. Łatwo udowodnić przecież, że ten sam komunikat massmedialny może być różnorako rozumiany w zależności od kontekstu kulturowego i mnóstwa innych czynników.
Np. M. Morozowski komunikowanie masowe określa jako formy komunikowania, przy których wyspecjalizowane grupy za pomocą instytucji i techniki przekazują wiadomości heterogenicznej i rozproszonej publiczności. To przekazywanie ma charakter pośredni (zakłada przestrzenny, czasowy lub czasoprzestrzenny dystans między partnerami) i jednostronny (bez wymiany ról między nadawcą a odbiorcą). (za A. Kozłowska, Odziaływanie mass mediów, 2006).

Oczywiście technologie industrialne wygenerowały własne środowisko (i o nim także właśnie próbuje pisać te posty - odnosząc rzecz do bibliotek), podobnie jak technologie cyfrowo-sieciowe tworzą swoje. Trudno się zatem zgodzić z tezą że "wszystko już było, tylko działa trochę szybciej i się trochę inaczej nazywa". Jest odwrotnie - może się nazywać tak samo - ale faktycznie jest inne.

Mały quiz. Jak sądzisz, kto definiuje swoją misję: "Misją [...] jest uporządkowanie [...] zasobów informacji, aby stały się one powszechnie dostępne i użyteczne"?

Anonimowy pisze...

Właściwie nie dyskutuję z tym, o czym piszesz, raczej próbuję wymusić doprecyzowanie znaczeń ukrytych za istotnymi z „ekologicznego” punktu widzenia stwierdzeniami. I świetnie, że to robisz.
Uświadomiłeś mi, że masowości nie da się już spostrzec wyłącznie w ten sposób, w jaki zrobiła to A. Kłoskowska, autorka „Kultury masowej”. Globalizacja nie prowadzi do unifikacji w sensie wyłożonym przez Kłoskowską. Prowadzi do odrębnej kultury umożliwiającej społeczności internetowej wzajemny kontakt. I choć Internet mógłby być spostrzegany jako medium rozwijające kulturę masową w rozumieniu Kłoskowskiej, to paradoksalnie takim medium nie jest. Tworzy całkiem nową kulturę całkiem nowej społeczności. Jeśli masową, to dlatego, że społeczność jest ogromna. Jednak ta nowa masowa kultura jest w gruncie rzeczy kulturą prywatnych relacji, kulturą ograniczonego, środowiskowego kontaktu w ramach niewielkich grup, kulturą wysoce zindywidualizowanych potrzeb, kulturą bez wielkich centrów nadawczych i informacyjnej wyłączności, kulturą partnerskiego dialogu między nadawcą i odbiorcą. Jasne, że produkty zunifikowane znajdą w niej swoje miejsce, jednak nie przesądzą ostatecznie o cechach kulturowych internetowego medium.
A teraz quiz. Oczywiście, że bibliotekarz industrialny. Bibliotekarz cyfrowy zadba o dostęp do zasobu w jego naturalnym rozproszeniu. Ale, ale, z innej strony rzecz biorąc, cóż to znaczy: uporządkować? Jeśli na prostej zaznaczę początek, zwrot i podziałkę otrzymam prostą uporządkowaną, czyli oś liczbową. Tekst z hiperłączami i słowami kluczowymi przypomina mi taką właśnie prostą, w specjalny sposób zorganizowaną. Czy nie jest to rodzaj porządku? A wyszukiwarka próbą porządkowania też nie jest?
Tak myślę, że pewnie znowu nic nie ugrałam :)), raczej nie mam szczęścia do quizów.

Jeszcze na temat "internetowego barachła" napiszę, ale innym razem.

Pozdrawiam, dana

Remigiusz Lis pisze...

Ależ właśnie te posty są po to by je dyskutować!! ;-)).
Zanim znajdę trochę czasu na ustosunkowanie się do Twojej odpowiedzi - nie odmówię Ci podania poprawnej odpowiedzi na quiz. Muszę przyznać, że intuicja to rzecz cenna ;-))).

Otóż jest to deklaracja misji firmy Google.

A więc brzmi znajomo, ale czy oznacza to samo ...?

Remigiusz Lis pisze...

NO więc właśnie - z tymi mediami dawnymi i nowymi gdzieś tu leży różnica. Nie nastąpiła ona nagle. Internet tak naprawdę to ogromna inteligentna sieć, której praca jest dla tzw. "zwykłego" użytkownika niewidzialna. Te jego usługi, które używamy to tylko wierzchołek góry. Umożliwia wiele różnorakich kombinacji komunikacyjnych, z czego popularną jest WWW.

WWW praktycznie w latach 90-tych b.wieku miało także charakterystykę medium masowego. Z jednej strony tworzenie dobrego kodu HTML nie było jeszcze łatwe, chociaż poźniej powstały kreatory, dzięki którym laik mógł prostą stronę stworzyć. Dostępność narzędzi i infrastruktury już jednak obniżyła próg wejścia do grona twórców. Zaczęto mówić o internecie jako medium demokratyzującym.
Natomiast firmowy portal, czy strona - komunikacyjnie były jednokierunkowymi "ogłoszeniami", "komunikatami" umiejscowionymi w sieci. Czyli sytuacja typowa dla "starych mediów" - czytaj i milcz, ewentualnie pokontempluj sobie coś prywatnie, podziel się uwagami ze kolegami, w najlepszym wypadku napisz maila do właściciela strony, w nadziei, że będzie łaskaw odpowiedzieć.

Potem się to zmieniło, popularne stały się fora, pojawiły sie blogi - wszystko z możliwością odpowiedzi, komentowania - i wszystko o globalnym zasięgu. Post zamieszczony na forum ma jakieś znaczenie, lecz skomentowany, nabiera już innego. Wypowiadać się może każdy, tematykę która interesuje go prywatnie lub dotyczy jakiejś dużej społeczności. W przeciwieństwie do dawnych mediów, zazwyczaj jest tak, że autor np. bloga pisze go oczekując komentarzy, które nie dość że są dowodem, że ktoś interesuje się sprawą, to może "ulepszą" jego własne myśli, wskażą błędy, nowe wątki, etc. Post więc nie jest komunikacyjnie zamkniętym obwieszczeniem poglądów, jest z natury zaproszeniem do rozmowy, przedłożeniem pod zbiorowy osąd, a to wszystko umożliwia technologia.

Tego momentu nie posiadają stare media masowe. One mediowały "do" kogoś, a nie "między" kimś a kimś. Nie oczekiwały zwrotnego komunikatu, (no chyba, że wyraźnie prosił o to autor). A odbiorca pozostawał ze swoją kognitywną interakcją w osobistej łepetynie, mogąc się ewentualnie podzielić wrażeniami z grupą fizycznie bliskich ludzi (ewentualnie w klubie dobrej książki ;-)) - bez szans na "komunikacyjne partnerstwo" (jak to nazwałaś) z nadawcą.

Te właściwości nowych mediów nie tylko zmieniają powierzchnię rzeczywistości, one kruszą podstawy tradycyjnej kultury.

Albo innymi słowy: młode sieciowo-cyfrowe wino rozsadza stare industrialne bukłaki.

;-))))

Anonimowy pisze...

Dziękuję Ci za możliwość wzięcia udziału w bardzo interesującym quizie :))).


Ja chyba za bardzo przeżyłam stracone pozycje hr. Henryka w „Nie-Boskiej komedii” :)).
Nie okopałabym się, co prawda, z garstką industrialnych bibliotekarzy przeciw cyfrowym rewolucjonistom, ale do znudzenia chętnie wkładałabym wszystkim do głowy, że nie ma teraźniejszości bez przeszłości i że choćby z tego tylko powodu każdy, bez względu na wyznawaną orientację, mógłby poczuć się kreatorem współczesności, nawet w tak niezręcznej sytuacji, jak ta, gdy zaczyna brakować zdolności poznawczych niezbędnych do partycypowania w ewolucyjnym procesie.


Jeśli już przy ewolucji jestem... Z tą kurą to wcale nie taka znowu klapa, ot, po prostu przyjaźniejszy interfejs. Zapomniałeś o ptasiej grypie, salmonelli??


Jeszcze chwilę o mediach. Jan Grzenia dzieli je na media symetryczne i asymetryczne. Kryterium podziału jest właśnie wzajemny stosunek, w jakim pozostają do siebie nadawca i odbiorca. W mediach symetrycznych (telefonia, Internet) możliwa jest przemienność obu ról, co, jak zauważasz, niesie ogromne konsekwencje dla procesu komunikowania. Grzenia nie nazywa mediów asymetrycznych (telewizja, radio, WEB 1.0) narzędziami komunikacji, nazywa je narzędziami przekazu. I teraz: media symetryczne mają zdolność podporządkowania sobie mediów asymetrycznych w taki sposób, że te drugie również będą mogły stawać się powoli mediami symetrycznymi (J. Grzenia, Komunikacja językowa w Internecie, Warszawa 2007).


Interakcja, w sensie wymiany ról nadawca – odbiorca, może zatem objąć swym zasięgiem całą naszą kulturę. Myślę, że to kwestia dobrego interfejsu. Jakieś przyjazne, elektroniczne kurki w miejsce internetowego T. Rexa? Nowe technologie wcale nie lubią straszyć, bardzo poważnie liczą się z przeszłością. Industrialni bibliotekarze mogliby stanowić tutaj nie lada wyzwanie :)).

dana