1 września 2011

Bibliotekarze na wolnym ogniu - 3. Bibliogrill

Bardzo sympatycznie udał się III Bibliogrill (tym razem) w Kazimierzu nad Wisłą, gromadzący ok. 20 bibliotekarzy z całego kraju. "Około", bowiem skład był dynamiczny, a uczestnicy korzystali z 3-dniowego pobytu w całości lub części. Pojawili się zatem bibliotekarze publiczni, akademiccy, pedagogiczni oraz kilku akademików.

Bibliogrill to organizowane przez Bibliosferę nieformalne spotkanie, na którym prócz części "konferencyjnej" realizowanej w bardzo luźnej i interaktywnej formule jest też czas na zwykłe rozmowy, poznawanie się, rozrywkę i spacery - no i oczywiście grillowanie. Ekonomiczną zasadą spotkania było "knowledge and food sharing". Całość przybrała formę pośrednią między nieco zmodyfikowanym sympozjonem (no, zamiast sof były hamaki, krzesła i trawa, więcej piwa niż wina, były panie, nie było niewolników), perypatetycką akademią (tak, w trakcie spaceru omówiono społeczne uwarunkowania bibliotek) i epikurejskim ogrodem, w którym oddawano się przyjemnościom stołu i towarzystwa. Jako, że Kazimierz nie leży w Grecji, pewną niedogodnością była spora ilość komarów, które jednakże odpierano bronią biologiczną, aplikacją z Androida oraz siłą i godnością osobistą. 



Starożytne korzenie spotkania przesądziły zapewne o tym, że więcej było dialogu, niż słuchania, partnerstwa, niż hierarchii oraz swobodnych wypowiedzi, niż percypowania i rekapitulacji wykutych w betonie wersetów. A kosztowanie nieraz dość egzotycznych potraw z grilla sprzyjało długim konwersacjom i zwykłemu leniuchowaniu, dla rozruszania przerywanego kopaniem piłki.

Część konferencyjna odbyła się o zmroku pod pięknymi daglezjami w ramach dynamicznej Pecha Kucha, polegającej na przedstawieniu 20-slajdowej prezentacji w ciągu 6 minut i 40 sekund. Czyli po 20 sekund na slajd. Ich tematyka była bardzo zróżnicowana (no dobra - każda z kompletnie innej parafii), a każdą z nich kończyła krótka dyskusja ad rem, której żelazną ręką ze stoperem pilnował prowadzący. Nieugięty, mimo nieraz morderczych spojrzeń rozpalonych dyskutantów.



By zachować złoty środek i nie poprzestać wyłącznie na ćwiczeniu pięknych umysłów, dodatkowym punktem programu była wycieczka na zamek w Janowcu, z promową przeprawą przez Wisłę oraz odwiedzinami w pobliskim dworku. Tu przewodnikami byli znający okolicę bibliotekarze z Lublina. 




 

Spotkanie to było bardzo ciekawym doświadczeniem. Pierwsze, może banalne, miło było patrzeć jak ludzie lubią być razem i oczekują kolejnych spotkań. Kolejne - właściwie brak barier, mimo różnych instytucjonalnych resortów, lokalizacji, specjalizacji, stanowisk, czy "naukowości". I na koniec - doświadczenie energetyzujące - patrząc na uczestników nie sposób nie zadumać się nad faktycznym bogactwem bibliotekarskiego środowiska. Różne temperamenty, wielość pomysłów, humor, chęć do żywej dyskusji, szacunek do odmiennego zdania, różne specjalizacje, wnoszenie wkładu - od piwa do pomysłów (tak, nawet piwa!).


Szkoda tylko, że trochę gdzieś się to wszystko traci i słabo to widać - poza Króliczą Norą. Ciekawe dlaczego?

PS. Jestem też ciekaw jeszcze jednej rzeczy. Otóż spotkania takie można traktować jak ... spotkania, niezobowiązujące, średnio poważne i odpoczynkowe. Ale nie do końca. Można bowiem na nie zacząć patrzeć jak na rodzaj "produktu" albo "usługi", komponowanych ad hoc, w różnych miejscach, zbierających ciekawych ludzi z bibliotecznego światka, którzy nie mają oporów przez dzieleniem się tym co mają i lubią podejmować nowe, nieszablonowe tematy. Skutek to wniesienie bardzo pozytywnej energii, uwolnienie potencjału, nauka bycia w zróżnicowanej grupie i ćwiczenie zaufania do innych. Póki co, Bibliogrille odbywają się w różnych, nie powiem, ciekawych miejscach, ale jakoś "poza". No więc jestem ciekaw, czy znajdzie się w końcu jakaś BIBLIOTEKA, która zdecyduje się skorzystać z tego co uruchomione dzieje się samo i otworzy podwoje, by wpuścić nieco energetycznego chaosu. 

3 komentarze:

_maciek pisze...

jest jedna taka biblioteka, która mi przyszła do głowy w tym kontekście. Czy przypadkiem nie padło już nawet zaproszenie do Rzeszowa?

Krzysztof Lityński pisze...

Daleeekooo. :P

bozena jaskowska pisze...

oj tam daleko... ;) zapka do Rzeszowa cały czas aktualna