22 września 2011

Bibliotekarze - witajcie w nowym świecie na dobre

Rozwój sieci, tworzenia cyfrowych treści, bibliotek cyfrowych i komercyjnych dostawców e-booków osiągnął nowy etap. Amazon wraz z już wcześniej działającym dostawcą treści na amerykańskim rynku - firmą Overdrive -  rozpoczął testowy program wypożyczania za pośrednictwem bibliotek - swoich cyfrowych publikacji. Ma on obejmować  ok. 11 tys. amerykańskich bibliotek.

Obserwując w ostatnich latach ucyfrowienie kolejnych składników drogi książki od autora, poprzez wydawce i dystrybutora do czytelnika, można powiedzieć tylko - idzie to w błyskawicznym tempie. Alians Overdrive, obsługującego transmisję odpowiednio licencjonowanych treści via biblioteki dla zarejestrowanych użytkowników z Amazonem, sprzedawcą kilkuset tysięcy współczesnych nowości książkowych, dysponującego zarówno czytnikiem Kindle, jak i aplikacjami Kindle na tablety (w tym iPada), smartfony i archaiczne już komputery osobiste, także w modelu cloud, zdaje się być domknięciem nowego obiegu treści cyfrowych, szczęśliwie także z wykorzystaniem bibliotek. Są one w tym modelu pośrednikami w transmisji treści na "końcówki" użytkowników, o ile są oni zarejestrowanymi czytelnikami biblioteki. Recz jasna, dużo wcześniej Overdrive przygotowywał treści na czytnik Nook, parę miesięcy temu można było  zacząć z nich korzystać na iPadzie. 

Aplikacje Kindle for PC oraz Kindle dla smartfona (Android)
"Gdziekolwiek jesteś" - Kindle Cloud Reader (dla Chrome)
Rynek amerykański, a szczególnie rzesze użytkowników, są już nasyceni owymi personalnymi urządzeniami wyjścia, których wygoda jest porównywalna z papierową książką. Dają też one możliwości właściwie nowym mediom - adnotacje, kontekstowe słowniki, wyszukiwanie, skalowanie tekstu, udźwiękowienie, etc. szczególnie rozbudowane, gdy używa się czytnika Kindle, wykorzystującego darmowy przesył treści siecią komórkową lub wifi. Sam Kindle ma sporą zaletę, niezależnie od dającego pełnię możliwości formatu stosowanego przez Amazon, umożliwia łatwy upload i odczyt np. dość popularnego PDF-a poprzez zwykły port USB z komputera osobistego.

Amazon oferuje także audiobooki na Kindle (ze względu na wielkość plików - transfer poprzez wifi)
Jednakże wejście do gry dostawcy treści z tak znacznym zasobem zmienia układ sił i z pewnością przyczyni się do wzrostu popularności zarówno elektronicznych treści jak i samych urządzeń do ich odczytu. Amazon nie śpi i pilnie śledzi prognozy wzrostu mobilnych urządzeń, rozwijając aplikacje na coraz to nowe platformy systemowe i sprzętowe.

Odrębną rzeczą jest zawitanie tych rozwiązań na polski rynek - z całą jego wydawniczą nieufnością do elektroniki. Ale też - nie od razu Amazon zbudowano. Firma ta wykorzystała bowiem wpierw "długi ogon" publikacji niekoniecznie topowych, rozpoczynając dystrybucję tytułów niszowych, wydawców i autorów skłonnych zaryzykować udział w takim modelu sprzedaży. Powodzenie sprzedaży w nowym, kompleksowym modelu dystrybucji treści, skłoniło zapewne wydawców z górnej półki do sprzedaży licencji na publikacje finansowo bardziej krytyczne, włączając w to "kindlyzację" publikacji wcześniej wyłącznie papierowych. Koniunkturę zwietrzyły także otwarte biblioteki cyfrowe (np. Projekt Gutenberg) oferując treści w wielu formatach (w tym w formacie mobilnym i "czytnikowym"), chętnie zresztą promowane przez Amazon.

"Wyspa skarbów" w wielu formatach - dla każdego coś miłego w publicznej bibliotece cyfrowej

Podobnie na dobrej drodze są Wolne Lektury, które prócz mocnego nacisku na perwersyjnie czysty OCR oraz semantyczne strukturowanie tekstów, prezentują utwory w paru formatach, zajmując się także ostatnio produkcją audiobooków. Przygotowano również aplikację do Android Market na smartfony i tablety.


Wolne Lektury "for PC"
Wolne Lektury na  urządzenia mobilne - Android
Oferta elektronicznych treści w Polsce w porównaniu z rynkiem amerykańskim jest uboga, lecz zdaje się to być obecnie sprawą drugorzędną. Ważne jest bowiem to, że zaczyna działać nowy model biznesowy, w którym jest miejsce zarówno dla wydawniczego biznesu, jak i użytkowników bibliotek, które kupując licencję na elektroniczne treści, stają się pośrednikami w publicznym dostępie do nich.

I zapewne będzie tak jak w USA. Wydawca, który pierwszy odważy się pójść kompleksowo w elektronikę, zajmie sporą niszę w cyfrowym nowym świecie czytelnictwa. Ciekawe też mogą być konsekwencje dla bibliotek, które mają już doświadczenia w kontraktowaniu cyfrowych treści (szczególnie akademicy). Koszty licencji na większe zasoby treści mogą być niemałe, zatem być może rozwiązaniem będą konsorcja licencyjne, co doprowadzi do swoistej wirtualizacji tych instytucji. Inną rzeczą może być rekonfiguracja użytkowników konkretnych bibliotek. Jak czytam na Facebooku, już co bardziej przedsiębiorczy polscy czytelnicy dumają, jakby tu wyrobić kartę w jakiejś amerykańskiej bibliotece, biorącej udział w programie i uzyskać możliwość ściągania cyfrowych publikacji.

W mniejszej skali geograficznej, rozmiaru regionu czy województwa, odpowiednio usprzętowieni zainteresowani zapewne będą mieli silne pokusy, by stać się czytelnikami bibliotek oferujących zdalny dostęp do cyfrowych książek w kilkadziesiąt sekund, zamiast maszerować do biedniejszej  lokalnej  biblioteki po papierowy egzemplarz całą 10-minutową wieczność. W zachodniej części świata istnieje tendencja do tworzenia dużych, nowoczesnych i dobrze wyposażonych bibliotek śródmiejskich (no oczywiście - musi być sensowna komunikacja), przy redukcji ilości filii. Elektroniczna dystrybucja będzie ten trend z pewnością stymulować.

No i ostatnia refleksja - dość żałobna, ku pamięci najbliższej konferencji Polskie Biblioteki Cyfrowe. Coraz bardziej archaicznie wyglądają nasze biblioteki cyfrowe, serwujące z zamiłowaniem trudno strawne treści w formacie DjVu i dość z rzadka PDF, przy problematycznym podpinaniu formatów alternatywnych. Jasne, że na odrobinę egzotycznego szaleństwa można sobie pozwolić, trawestując hasło wiszące nad pitagorejską akademią: "ci, którzy nie są w stanie przebrnąć przez trzy formatki z komunikatami i nie potrafią zainstalować plug-in, nie mają tu wejścia". Szczególnie, że matecznikiem bibliotek cyfrowych było zwykle hermetyczne środowisko akademickie, które jakoś sobie z tym poradzi. Jednakże sam zasób polskich BC ma charakter publiczny, gdzie ważny staje się interfejs dostępu do treści, z którego usprawnieniem sami cyfrowi bibliotekarze sobie nie poradzą. Zdaje się z ich strony także nie ma specjalnej presji, by programiści się tym zajęli, a nieliczne głosy wołające na puszczy już parę lat temu o interfejs także na mobilne urządzenia pozostały bez echa, nie mówiąc nawet o możliwości osadzania publikacji z BC na dowolnych stronach WWW.

Tymczasem, jak pamiętam konferencję sprzed dwóch lat (tam początek żałoby), badania sposobu użytkowania publikacji w polskich bibliotekach cyfrowych pokazały, że jedynie ok. 30% (jak źle pamiętam, proszę o sprostowanie) użytkowników rozpoczynających złożoną procedurę dostępu do publikacji w BC - w ogóle tę publikację ostatecznie otwiera. Informacja ta, w świecie nastawionym na walkę o uwagę użytkowników i maksymalne wykorzystywanie udostępnionych zasobów, najpewniej byłaby jak piorun. Ale - nie była. Zatem skoro programiści zajmują się pisaniem kursów digitalizacji zbiorów, bibliotekarze chyba w końcu winni zacząć uczyć się programowania. Dzięki temu możliwość sympatycznej wędrówki w stylu "wiódł ślepy kulawego" nie zepsuje nam dobrego samopoczucia.

6 komentarzy:

Niedoszły Bibliotekarz pisze...

Dramat BC jest tak naprawdę szerszy :( nie tylko związany z formatami.

Dawno temu przebrnąłem przez instalację djvu i pokusiłem się o rejestrację w kilku bibliotekach cyfrowych bo byłem ciekaw co to da. Jedyne co osiągnąłem to wypełnienie i wysłanie formatki, z żadnej się nie doczekałem jakiejkolwiek odpowiedzi.
Więc po co umożliwiać taką pseudo-rejestrację po to by zniechęcić?

Właśnie pisząc komentarz w drugim oknie podjąłem ponowną próbę rejestracji (tym razem w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej) i zgadnijcie czemu się nie zarejestruję...
Banał przeglądarka krzyczy "Certyfikat bezpieczeństwa tej witryny nie jest zaufany!"

Każdy rozsądny, przeciętnie wyedukowany człowiek posłucha tego ostrzeżenia, bo w imię czego ma ryzykować?

Remigiusz Lis pisze...

Rejestracja konta w BC nie jest potrzebna do korzystania z dostępu do treści. Daje to kilka dodatkowych usług, związanych z personalizacją, ale nie wiem jakie w ogóle jest ich wykorzystanie.Certyfikat ŚBC istotnie niedawno wygasł i niebawem go odnowimy, żeby przeciętnie wyedukowany człowiek nie miał żadnych obaw ;).

J. pisze...

Na początku 2011 roku ponad 500 użytkowników polskich
bibliotek cyfrowych wyraziło opinie m.in. odnośnie zadań priorytetowych
- jakie ich zdaniem - stoja przed bc. W zdecydowanej większości
gradacja problemów jest zupełnie inna niż ta, którą powyżej przywołujesz,
od niespełnienia których zaczęła się owa wielka smuta...
Znając opinie użytkowników odnośnie polskich bc i
realia w jakich tworzymy te biblioteki, mam odczucie, że
Twoje refleksje brną (sorry ale... ) w kierunku wizjonerstwa, a w
najlepszym razie są wołaniem duszy, że chciałaby do raju...
Też byśmy chcieli,żeby samo się zrobiło ale "stoliczku, nakryj się!"
zostawmy przedszkolakom...
Na koniec tylko jeszcze dodam, że oczywiście są uwagi od użytkowników
ale w większości odbiór polskich bc jest pozytywny (także wśród użytkowników
zagranicznych)... ale więcej szczegółów o tym co robimy dobrze
a co musimy dopracować - właśnie na tegorocznej Konferencji Polskie Biblioteki Cyfrowe.

Anonimowy pisze...

A mi sie treści nie podobają. Kindle po za tekstem nie oferuje nic. Nie m wykresów zmienianych dynamicznie. Nje ma nawet kifu czy zapisów szachowych krok po kroku.
Książki na razie niczym sie nie różnią. Nie ma np katalogu z częściami z wyszukiwaniem

Remigiusz Lis pisze...

@J „Na początku 2011 roku ponad 500 użytkowników polskich bibliotek cyfrowych wyraziło opinie m.in. odnośnie zadań priorytetowych - jakie ich zdaniem - stoją przed bc. W zdecydowanej większości gradacja problemów jest zupełnie inna niż ta, którą powyżej przywołujesz, od niespełnienia których zaczęła się owa wielka smuta...”

Nie no bez przesady – do smuty daleko ;). Nie ma żadnych przeszkód, by moją opinię dopisać jako głos 501. o co niniejszym wnioskuję. Sam chętnie wybrałbym się na konferencję, wyrażając ją dużo dosadniej, ale dopóki nie wdroży się bilokacji, nie ma takiej możliwości.

A teraz ad rem
Nie jest żadną tajemnicą, że cyfrowy świat zmierza ku mobilności i jest to wynikiem trendów, które opierają się na „wyrażaniu opinii odnośnie zadań priorytetowych” wobec wytwórców, przez nabywców, w wielkim tempie kupujących różne urządzenia osobiste i coraz częściej poruszając się nimi po zasobach treści i usługach. Warto żeby i tam były BC. Ale zostawmy mobilność na razie.

Co do wykorzystania cyfrowych treści o których była mowa w 2009 r. mówiąc krótko i bardziej „biznesowo”: wygubienie bo drodze do „kontentu” (do którego dostęp jest istotą owego „biznesu”) 70% użytkowników, oznaczało wówczas, że 70% środków, pracy, koncepcji, ludzi i czego tam jeszcze, jakie zainwestowano w jego zaplecze (system, sprzęty, wytwarzanie cyfrowego zasobu) nie realizowało zasadniczego celu (ów dostęp!), na który zostały wyłożone. W każdym, nie tylko internetowym biznesie, oznaczałoby to kompletną plajtę.

To już historia. Mam szczerą i gorącą nadzieję, że nowsza wersja softu pozwoli na dotarcie do treści jak największej liczbie użytkowników w komplecie. Chętnie zapoznam się ze wspomnianymi w komentarzu (coś mi uciekło?) oraz nowymi badaniami wykorzystania zasobów BC (szczególnie z metodologią). Super byłoby też, gdyby sposoby dostępu były różnego rodzaju, szczególnie takie, którymi coraz częściej posługują się użytkownicy (mobile).

@J „Twoje refleksje brną (sorry ale... ) w kierunku wizjonerstwa, a w
najlepszym razie są wołaniem duszy, że chciałaby do raju...”

No i masz - a kto nie chciałby do raju ;-)). A czymże jest cały system bibliotek cyfrowych, jak nie efektem większych i mniejszych wizji i pracy wielu ludzi, która je wdrożyła. No przecież nie jest wynikiem umiejętności podstawowej obsługi skanera.

@J „Też byśmy chcieli,żeby samo się zrobiło ale "stoliczku, nakryj się!"
zostawmy przedszkolakom...”

Tak to by nie tylko przedszkolaki chciały. Przykro mi, ta uwaga ma zły adres ;)

Spokodlaoka pisze...

Ahh... ja bym nie mógł przeczytać książki na ekranie, ponieważ lubię to przewracanie stron hehe.
Próbowałem kiedyś na tablecie czytać pewne opowiadanie, ale po paru godzinach bolały mnie oczy, zapewne czytniki e-booków mają specjalne ekrany więc tak się nie dzieje, ale za to są drogie. Pozostanę przy papierze jak na razie, i mam nadzieję, że szybko się nie upowszechni zwyczaj czytania elektronicznych książek.