relis-blog
14 grudnia 2019
29 października 2011
Więcej niż Matrix - Computer Automated Personal Environment grupy CREW (konferencja Kultura 2.0)
Tegoroczna konferencja Kultura 2.0 „Świadomi mediów” zaprezentowała całe spektrum ludzi, postaw, pomysłów i problemów związanych z dość abstrakcyjnym hasłem: „edukacja medialna”. Ewolucja konferencji to pewien znak czasów. Chociaż trudno ją ująć w pewny algorytm zmiany (opuściłem jedną), to zdaje się ona znajdować coraz bardziej nośny i pragmatyczny wymiar. Stało się tak dzięki znalezieniu w programie miejsca dla realnych „partycypantów” i kreatorów: animatorów, muzealników i nauczycieli, którzy działając zupełnie oddolnie wymyślają i prowadzą najrozmaitsze, nieraz zupełnie „odjechane” projekty. Owszem było także sporo refleksji nt. istoty edukacji medialnej, potrzeby (lub nie) re-formatowania systemu edukacyjnego oraz tego sposobów. Ponieważ jednak od sądów teoretycznych do praktycznych nie ma prostego przejścia, nawet po przedstawieniu „how to” z USA, Francji, Holandii, czy Wielkiej Brytanii, nasze rodzime „gadające głowy” (bez urazy – w większości gadały całkiem ciekawie, a i animacja dyskusji z publicznością wychodziła), sprawiały wrażenie targanych cyfrowymi wiatrami „myślących trzcin”.
Szerszą refleksję o powyższym zostawiam na potem, bowiem czymś, co było zupełnie nowatorskie i wychodziło poza ramy konferencji o edukacji medialnej była możliwość … doświadczenia nowych mediów. Nie chodzi rzecz jasna o tablety z dotykowymi ekranami ;) dzierżone tu i ówdzie przez publiczność. W ramach konferencyjnej zachęty „Wejdź na Piętro 2.0”, można było (istotnie na drugim piętrze) spróbować różnorakich interakcji z cyfrowymi mediami.
Cyfrowe artefakty wstawiane do obrazu TV za pomocą skanowania trzymanego w ręce kodu |
Było tego sporo – lecz najgłębszym doświadczeniem było spotkanie z technologią immersji, opracowaną i wykorzystywaną przez belgijską grupę CREW.
Teatralno-wirtualny performance TERRA NOVA
Działający od 1998 roku zespół złożony jest w części z artystów, w części z naukowców-inżynierów, eksperymentujących przy pomocy cyfrowych mediów z ludzkim doświadczeniem w koncepcyjnej matrycy: „tu i teraz”, "nie tu i nie teraz”, „tu i nie teraz”, „teraz, lecz nie tu”. Na konferencji CREW zaprezentował projekt C. A. P. E, którego kluczowym elementem jest omni-directional video (czyli coś więcej niż „wielokierunkowe”), tj. strumień wideo, wyświetlany uczestnikowi wewnątrz wyposażonego w czujniki ruchu szczelnego wizjera. Niezależnie od samej treści narracji filmu (pojawiające się osoby, krajobrazy), jest ona dodatkowo sterowana przez samego uczestnika, który okablowany i oprzyrządowany, poruszając się w realnym „tu” (realnie był to spacer po korytarzach NInA), determinuje jednocześnie tempo i perspektywy wyświetlanego świata „ tam”, np. decydując o tempie akcji i jego wizualnej perspektywie.
Uczestnik (tzw. immersant) przenosi się więc do wykreowanej cyfrowo przestrzeni (interaktywne i realistyczne sekwencje filmowe), która niezależnie od dynamiki własnej, powiązana jest z jego rzeczywistą kinetyką. Efekt „zanurzenia” pogłębiany jest przez towarzyszące akcji w wirtualnej przestrzeni dźwięki (słowa kierowane do immerasanta przez wirtualne osoby, dźwięki ulicy, windy) ze słuchawek. Nieco odrębną i "półwirtualną" rzeczą był dotyk, który był odczuwany realnie (twarde podłoże pod stopami) oraz chwilowe prowadzenie za rękę przez realnego przewodnika, który w tym ostatnim przypadku poparty był projekcją wyciągniętej ku immersantowi ręki wirtualnych bohaterów projekcji.
Wizualizacja realnego dotyku |
Barwne uzupełnienie ubioru do immersji to plecak z notebookiem oraz niewielki tablet przypięty z przodu, wyświetlające bieżącą zwartość "świadomości" immersanta. Umożliwiały one realnemu przewodnikowi-opiekunowi kontrolę projekcji oraz wykonywanie czynności wymagających dotyku (prowadzenie, odbiór trzymanego w ręce pisaka, wręczenie kartki, wypełnionej przez wirtualnego rozmówcę).
Podgląd strumienia świadomości immersantów - spacer po targowej ulicy w Brukseli |
Tak więc w ciągu paru sekund z ul. Wałbrzyskiej 3/5 w Warszawie CREW przenosiła immersantów do Brukseli, na ok. 15 minutowy spacer po mieście. Po oprzyrządowaniu i próbnej transmisji z kamery na hełmie, wyświetlającej „tu”, realna przewodniczka w projekcji zmieniała się w przewodniczkę wirtualną, ubraną w żółty żakiet i stylowy melonik. Po wyjściu z widokowego tarasu, rozpoczynała się wędrówka przez jakiś korytarz, kawiarnię, potem zjazd windą i wyjście na ulicę – wszystko wśród wirtualnych tubylców. Bruksela to całkiem spore miasto, zatem pani w żakiecie miała zdolność (klaśnięcie) do nieciągłej zmiany wirtualnej przestrzeni, przenosząc immersanta do kościoła, na ulicę i z powrotem na taras.
Dyskretna korekta cyfrowej świadomości - uzgodnienie planu przestrzeni wirtualnej i realnej (by nie wejść w prawdziwą ścianę) |
Pamiątkowa karteczka z immersji |
Spacer po wysokiej balustradzie wyłożonej kamieniami |
Performance CREW to nie tylko zmiany miejsca, technologia immersji pozwala także na wirtualne wędrówki w czasie. W jednym z nich immersanci bez (wirtualnej) zmiany miejsca "przenosili się" w czasie (zmiana projekcji bieżącej na historyczną - z aktorami z epoki) za pomocą pstryknięcia palcami.
Wg artystów z CREW dodanie do tego symulacji wrażeń dotykowych doprowadza do utraty poczucia rzeczywistości. W trakcie jednego z eksperymentów dokonano projekcji sceny strzału z pistoletu w stronę ochotników-immersantów. Towarzyszyła temu wibracja umieszczonego na ciele głośniczka z wyłączonym dźwiękiem. Pomimo pełnego bezpieczeństwa i wirtualności sytuacji, doprowadzało to do podświadomych, panicznych reakcji biorących udział w eksperymencie osób.
Mimo przekonania w tle o "nieprawdziwości" immersji (wyświetlany obraz to kadr mający granice, pod względem jakości nie tak realistyczny, jak dobre, współczesne animacje komputerowe), niesamowite jest to, jak łatwo strumień spójnych i synchronicznych z kinetyką ciała wrażeń może całkowicie przeprogramować odczuwanie przestrzeni i ludzkie zachowanie w ogóle.
Czym jest "ja"?
Czym jest realność, jeśli można nią tak łatwo manipulować?
Czym jest realne widzenie, słyszenie i poruszanie się w przestrzeni, jeśli moje ciało pozwala się tak łatwo omamić?
Eric Joris , CREW
22 września 2011
Bibliotekarze - witajcie w nowym świecie na dobre
Rozwój sieci, tworzenia cyfrowych treści, bibliotek cyfrowych i komercyjnych dostawców e-booków osiągnął nowy etap. Amazon wraz z już wcześniej działającym dostawcą treści na amerykańskim rynku - firmą Overdrive - rozpoczął testowy program wypożyczania za pośrednictwem bibliotek - swoich cyfrowych publikacji. Ma on obejmować ok. 11 tys. amerykańskich bibliotek.
Obserwując w ostatnich latach ucyfrowienie kolejnych składników drogi książki od autora, poprzez wydawce i dystrybutora do czytelnika, można powiedzieć tylko - idzie to w błyskawicznym tempie. Alians Overdrive, obsługującego transmisję odpowiednio licencjonowanych treści via biblioteki dla zarejestrowanych użytkowników z Amazonem, sprzedawcą kilkuset tysięcy współczesnych nowości książkowych, dysponującego zarówno czytnikiem Kindle, jak i aplikacjami Kindle na tablety (w tym iPada), smartfony i archaiczne już komputery osobiste, także w modelu cloud, zdaje się być domknięciem nowego obiegu treści cyfrowych, szczęśliwie także z wykorzystaniem bibliotek. Są one w tym modelu pośrednikami w transmisji treści na "końcówki" użytkowników, o ile są oni zarejestrowanymi czytelnikami biblioteki. Recz jasna, dużo wcześniej Overdrive przygotowywał treści na czytnik Nook, parę miesięcy temu można było zacząć z nich korzystać na iPadzie.
Aplikacje Kindle for PC oraz Kindle dla smartfona (Android) |
"Gdziekolwiek jesteś" - Kindle Cloud Reader (dla Chrome) |
Rynek amerykański, a szczególnie rzesze użytkowników, są już nasyceni owymi personalnymi urządzeniami wyjścia, których wygoda jest porównywalna z papierową książką. Dają też one możliwości właściwie nowym mediom - adnotacje, kontekstowe słowniki, wyszukiwanie, skalowanie tekstu, udźwiękowienie, etc. szczególnie rozbudowane, gdy używa się czytnika Kindle, wykorzystującego darmowy przesył treści siecią komórkową lub wifi. Sam Kindle ma sporą zaletę, niezależnie od dającego pełnię możliwości formatu stosowanego przez Amazon, umożliwia łatwy upload i odczyt np. dość popularnego PDF-a poprzez zwykły port USB z komputera osobistego.
Amazon oferuje także audiobooki na Kindle (ze względu na wielkość plików - transfer poprzez wifi) |
Jednakże wejście do gry dostawcy treści z tak znacznym zasobem zmienia układ sił i z pewnością przyczyni się do wzrostu popularności zarówno elektronicznych treści jak i samych urządzeń do ich odczytu. Amazon nie śpi i pilnie śledzi prognozy wzrostu mobilnych urządzeń, rozwijając aplikacje na coraz to nowe platformy systemowe i sprzętowe.
Odrębną rzeczą jest zawitanie tych rozwiązań na polski rynek - z całą jego wydawniczą nieufnością do elektroniki. Ale też - nie od razu Amazon zbudowano. Firma ta wykorzystała bowiem wpierw "długi ogon" publikacji niekoniecznie topowych, rozpoczynając dystrybucję tytułów niszowych, wydawców i autorów skłonnych zaryzykować udział w takim modelu sprzedaży. Powodzenie sprzedaży w nowym, kompleksowym modelu dystrybucji treści, skłoniło zapewne wydawców z górnej półki do sprzedaży licencji na publikacje finansowo bardziej krytyczne, włączając w to "kindlyzację" publikacji wcześniej wyłącznie papierowych. Koniunkturę zwietrzyły także otwarte biblioteki cyfrowe (np. Projekt Gutenberg) oferując treści w wielu formatach (w tym w formacie mobilnym i "czytnikowym"), chętnie zresztą promowane przez Amazon.
Oferta elektronicznych treści w Polsce w porównaniu z rynkiem amerykańskim jest uboga, lecz zdaje się to być obecnie sprawą drugorzędną. Ważne jest bowiem to, że zaczyna działać nowy model biznesowy, w którym jest miejsce zarówno dla wydawniczego biznesu, jak i użytkowników bibliotek, które kupując licencję na elektroniczne treści, stają się pośrednikami w publicznym dostępie do nich.
I zapewne będzie tak jak w USA. Wydawca, który pierwszy odważy się pójść kompleksowo w elektronikę, zajmie sporą niszę w cyfrowym nowym świecie czytelnictwa. Ciekawe też mogą być konsekwencje dla bibliotek, które mają już doświadczenia w kontraktowaniu cyfrowych treści (szczególnie akademicy). Koszty licencji na większe zasoby treści mogą być niemałe, zatem być może rozwiązaniem będą konsorcja licencyjne, co doprowadzi do swoistej wirtualizacji tych instytucji. Inną rzeczą może być rekonfiguracja użytkowników konkretnych bibliotek. Jak czytam na Facebooku, już co bardziej przedsiębiorczy polscy czytelnicy dumają, jakby tu wyrobić kartę w jakiejś amerykańskiej bibliotece, biorącej udział w programie i uzyskać możliwość ściągania cyfrowych publikacji.
W mniejszej skali geograficznej, rozmiaru regionu czy województwa, odpowiednio usprzętowieni zainteresowani zapewne będą mieli silne pokusy, by stać się czytelnikami bibliotek oferujących zdalny dostęp do cyfrowych książek w kilkadziesiąt sekund, zamiast maszerować do biedniejszej lokalnej biblioteki po papierowy egzemplarz całą 10-minutową wieczność. W zachodniej części świata istnieje tendencja do tworzenia dużych, nowoczesnych i dobrze wyposażonych bibliotek śródmiejskich (no oczywiście - musi być sensowna komunikacja), przy redukcji ilości filii. Elektroniczna dystrybucja będzie ten trend z pewnością stymulować.
No i ostatnia refleksja - dość żałobna, ku pamięci najbliższej konferencji Polskie Biblioteki Cyfrowe. Coraz bardziej archaicznie wyglądają nasze biblioteki cyfrowe, serwujące z zamiłowaniem trudno strawne treści w formacie DjVu i dość z rzadka PDF, przy problematycznym podpinaniu formatów alternatywnych. Jasne, że na odrobinę egzotycznego szaleństwa można sobie pozwolić, trawestując hasło wiszące nad pitagorejską akademią: "ci, którzy nie są w stanie przebrnąć przez trzy formatki z komunikatami i nie potrafią zainstalować plug-in, nie mają tu wejścia". Szczególnie, że matecznikiem bibliotek cyfrowych było zwykle hermetyczne środowisko akademickie, które jakoś sobie z tym poradzi. Jednakże sam zasób polskich BC ma charakter publiczny, gdzie ważny staje się interfejs dostępu do treści, z którego usprawnieniem sami cyfrowi bibliotekarze sobie nie poradzą. Zdaje się z ich strony także nie ma specjalnej presji, by programiści się tym zajęli, a nieliczne głosy wołające na puszczy już parę lat temu o interfejs także na mobilne urządzenia pozostały bez echa, nie mówiąc nawet o możliwości osadzania publikacji z BC na dowolnych stronach WWW.
Tymczasem, jak pamiętam konferencję sprzed dwóch lat (tam początek żałoby), badania sposobu użytkowania publikacji w polskich bibliotekach cyfrowych pokazały, że jedynie ok. 30% (jak źle pamiętam, proszę o sprostowanie) użytkowników rozpoczynających złożoną procedurę dostępu do publikacji w BC - w ogóle tę publikację ostatecznie otwiera. Informacja ta, w świecie nastawionym na walkę o uwagę użytkowników i maksymalne wykorzystywanie udostępnionych zasobów, najpewniej byłaby jak piorun. Ale - nie była. Zatem skoro programiści zajmują się pisaniem kursów digitalizacji zbiorów, bibliotekarze chyba w końcu winni zacząć uczyć się programowania. Dzięki temu możliwość sympatycznej wędrówki w stylu "wiódł ślepy kulawego" nie zepsuje nam dobrego samopoczucia.
Odrębną rzeczą jest zawitanie tych rozwiązań na polski rynek - z całą jego wydawniczą nieufnością do elektroniki. Ale też - nie od razu Amazon zbudowano. Firma ta wykorzystała bowiem wpierw "długi ogon" publikacji niekoniecznie topowych, rozpoczynając dystrybucję tytułów niszowych, wydawców i autorów skłonnych zaryzykować udział w takim modelu sprzedaży. Powodzenie sprzedaży w nowym, kompleksowym modelu dystrybucji treści, skłoniło zapewne wydawców z górnej półki do sprzedaży licencji na publikacje finansowo bardziej krytyczne, włączając w to "kindlyzację" publikacji wcześniej wyłącznie papierowych. Koniunkturę zwietrzyły także otwarte biblioteki cyfrowe (np. Projekt Gutenberg) oferując treści w wielu formatach (w tym w formacie mobilnym i "czytnikowym"), chętnie zresztą promowane przez Amazon.
Wolne Lektury "for PC" |
Wolne Lektury na urządzenia mobilne - Android |
I zapewne będzie tak jak w USA. Wydawca, który pierwszy odważy się pójść kompleksowo w elektronikę, zajmie sporą niszę w cyfrowym nowym świecie czytelnictwa. Ciekawe też mogą być konsekwencje dla bibliotek, które mają już doświadczenia w kontraktowaniu cyfrowych treści (szczególnie akademicy). Koszty licencji na większe zasoby treści mogą być niemałe, zatem być może rozwiązaniem będą konsorcja licencyjne, co doprowadzi do swoistej wirtualizacji tych instytucji. Inną rzeczą może być rekonfiguracja użytkowników konkretnych bibliotek. Jak czytam na Facebooku, już co bardziej przedsiębiorczy polscy czytelnicy dumają, jakby tu wyrobić kartę w jakiejś amerykańskiej bibliotece, biorącej udział w programie i uzyskać możliwość ściągania cyfrowych publikacji.
W mniejszej skali geograficznej, rozmiaru regionu czy województwa, odpowiednio usprzętowieni zainteresowani zapewne będą mieli silne pokusy, by stać się czytelnikami bibliotek oferujących zdalny dostęp do cyfrowych książek w kilkadziesiąt sekund, zamiast maszerować do biedniejszej lokalnej biblioteki po papierowy egzemplarz całą 10-minutową wieczność. W zachodniej części świata istnieje tendencja do tworzenia dużych, nowoczesnych i dobrze wyposażonych bibliotek śródmiejskich (no oczywiście - musi być sensowna komunikacja), przy redukcji ilości filii. Elektroniczna dystrybucja będzie ten trend z pewnością stymulować.
No i ostatnia refleksja - dość żałobna, ku pamięci najbliższej konferencji Polskie Biblioteki Cyfrowe. Coraz bardziej archaicznie wyglądają nasze biblioteki cyfrowe, serwujące z zamiłowaniem trudno strawne treści w formacie DjVu i dość z rzadka PDF, przy problematycznym podpinaniu formatów alternatywnych. Jasne, że na odrobinę egzotycznego szaleństwa można sobie pozwolić, trawestując hasło wiszące nad pitagorejską akademią: "ci, którzy nie są w stanie przebrnąć przez trzy formatki z komunikatami i nie potrafią zainstalować plug-in, nie mają tu wejścia". Szczególnie, że matecznikiem bibliotek cyfrowych było zwykle hermetyczne środowisko akademickie, które jakoś sobie z tym poradzi. Jednakże sam zasób polskich BC ma charakter publiczny, gdzie ważny staje się interfejs dostępu do treści, z którego usprawnieniem sami cyfrowi bibliotekarze sobie nie poradzą. Zdaje się z ich strony także nie ma specjalnej presji, by programiści się tym zajęli, a nieliczne głosy wołające na puszczy już parę lat temu o interfejs także na mobilne urządzenia pozostały bez echa, nie mówiąc nawet o możliwości osadzania publikacji z BC na dowolnych stronach WWW.
Tymczasem, jak pamiętam konferencję sprzed dwóch lat (tam początek żałoby), badania sposobu użytkowania publikacji w polskich bibliotekach cyfrowych pokazały, że jedynie ok. 30% (jak źle pamiętam, proszę o sprostowanie) użytkowników rozpoczynających złożoną procedurę dostępu do publikacji w BC - w ogóle tę publikację ostatecznie otwiera. Informacja ta, w świecie nastawionym na walkę o uwagę użytkowników i maksymalne wykorzystywanie udostępnionych zasobów, najpewniej byłaby jak piorun. Ale - nie była. Zatem skoro programiści zajmują się pisaniem kursów digitalizacji zbiorów, bibliotekarze chyba w końcu winni zacząć uczyć się programowania. Dzięki temu możliwość sympatycznej wędrówki w stylu "wiódł ślepy kulawego" nie zepsuje nam dobrego samopoczucia.
9 września 2011
Bibliotekarstwo europejskie w czasach kryzysu: od "advocacy" do "social entrepreneurship" - na marginesie European Congress on E-Inclusion 2011
O wielu nowych rzeczach dotyczących bibliotekarstwa można było się dowiedzieć na European Congress on E-Inclusion "Transforming Access to Digital Europe in Public Libraries", zorganizowanym w Brukseli 6-7 września. Już trzecia z kolei konferencja poświęcona włączeniu społecznemu, zgromadziła ok. 150 bibliotekarzy, przedstawicieli organizacji zajmujących się programami dla bibliotek oraz europejskich urzędników odpowiedzialnych za kwestię włączenia społecznego.
Najważniejszy komunikat: czasy są ciężkie, Unia Europejska poszukuje bardziej efektywnych, niż do tej pory, sposobów na wykorzystanie funduszy. Dotyczy to także bibliotek, które szczególnie w zachodniej części kontynentu były stałymi beneficjentami unijnych środków. Pytanie, co możemy zrobić "z europejskiego poziomu" w zakresie wsparcia bibliotek obwarowane zostało wymogiem zmiany w patrzeniu na zadania tych instytucji i sposób ich realizacji.
Ilias Iakovidis - Day 1, Session 1
View more presentations from Civic Agenda EU
Mówiąc krótko: koniec z "fajnymi", "efektownymi", jakościowymi projektami. Środków jest coraz mniej, są ważniejsze potrzeby i na unijne pieniądze można liczyć tylko wówczas, gdy aplikująca instytucja wykaże jakie konkretne społeczne zmiany przyniesie inwestycja. Kierunek nowej filozofii - przykład: projekty wsparcia bezrobotnych w poszukiwaniu pracy. Są coraz częściej organizowane przez biblioteki, lecz niekoniecznie uznane zostaną za sensowne jedynie po wykazaniu, jakie usługi biblioteka uruchomiła i ile osób z nich skorzystało. Należałoby wskazać, ilu z nich faktycznie dzięki bibliotecznemu wsparciu tę pracę zdobyło. Kierunek jest, tak ma wyglądać i mierzyć się ów biblioteczny impact, lecz na razie Europa myśli o wskaźnikach - bo nie zawsze wiadomo jak i co mierzyć w tym z gruntu "miękkim" obszarze.
Nick Batey - Day 1, Session 2
View more presentations from Civic Agenda EU
Nie ma co się łudzić, że "europejski poziom" wysoko, nie dla wszystkich i szybko nas nie dosięgnie, bowiem polityki państw członkowskich, a za nimi regionalne i lokalne samorządy, chcące partycypować w funduszach Unii, będą uzgadniać swoje programy z różnymi brukselskimi dyrektywami i "agendami". Oznacza to konieczność zmiany w podejściu bibliotek, bowiem tradycyjny PR, powoływanie się na tradycję, "wielkość" i potencjał już nie wystarczą. Jak podkreślali bibliotekarze z Europy Zachodniej, nie wystarczy już nawet praktykowane przez nich, a bliskie lobbingowi advocacy (rzecznictwo?), które jeszcze u nas się na dobre nie urodziło. Teraz idzie o społeczną innowacyjność i przedsiębiorczość bibliotekarzy. Przedsiębiorczość oczywiście ukierunkowaną nie tak jak ta biznesowa, lecz w ramach publicznej misji i społecznego wsparcia.
Przypuszczalnie zachodnioeuropejskim bibliotekom łatwiej będzie się zaadaptować, bowiem w wielu z nich są tradycje prospołecznych (ściślej, lecz mniej estetycznie: "wprostspołecznych") działań, wiele z nich także od jakiegoś czasu próbuje "amerykańskiej mody". Ale w Polsce będzie z pewnością trudniej.
Niezależnie od zaczerpnięcia sporej dawki owych "topowych" trendów, miałem przyjemność wziąć udział w kongresie aktywnie, prezentując działającą już od 2007 roku Społeczną Pracownię Digitalizacji w panelu poświęconym examples of excelence (jak w programie opisano przykłady wybranych przez organizatorów dobrych praktyk). Projekt ten został wówczas dofinansowany przez MKiDN i był zamierzeniem infrastrukturalnym (lecz mocno podkreślającym realizowane cały czas walory społeczne), pozwalającym na wyposażenie - od sprzętu, oprogramowania do mebli - nowego przedsięwzięcia. Z pewnej perspektywy należy przyznać, że takie "ustawienie" wniosku było szczęśliwe, bo ustanowiona infrastruktura dawała możliwość ciągłego poszukiwania nowych zastosowań. Po planowym zakończeniu i rozliczeniu jako projektu, SPD została włączona w strukturę biblioteki, co zapewniło jej pożądana trwałość.
The Social Digitization Workshop, ECEI11, Transformative Impact of Libraries
View more presentations from Śląska Biblioteka Cyfrowa
Idea SPD związana była (i jest) z nurtem "kultury 2.0", polegającym m. in. na utworzeniu social hub, miejsca dla partycypacji i ekspresji społecznej energii, stymulowaniu więzi z możliwością włączenia ich efektów w profesjonalną działalność, jaką jest tworzenie zasobów Śląskiej Biblioteki Cyfrowej. Warunkiem tego ostatniego była niezbędna "granulacja" procesów biblioteki cyfrowej, tak by uzyskane w wyniku proste ich fragmenty mogły być wykonywane przez nieprofesjonalistów, będąc jednocześnie okazją dla podnoszenia ich cyfrowych kompetencji. Niezawodni okazali się seniorzy, których 12-osobowy zespół stanowi główny "motor" SPD, zajmując się skanowaniem i pierwszą korektą skanów. W ciągu 4 lat funkcjonowania SPD wytworzyli oni ok. 400 tys. skanów, które dzięki ŚBC są widoczne poprzez Europeanę.
Rychło wdrożono także inne, planowane w aplikacji działania, jakimi były wsparcie merytoryczne i techniczne dla instytucji uczestniczących w tworzeniu ŚBC oraz odkrytą możliwość współpracy z środowiskiem akademickim, poprzez organizowanie praktyk z zakresu nowych metod ochrony zbiorów dla studentów.
Trzeba powiedzieć, że zaprezentowanie SPD na tej konferencji było nieco stresującym zajęciem, nie tyle ze względu na europejską publiczność, koreferentów z ministerstw i bibliotek narodowych krajów członkowskich, tudzież dostojność Europejskiego Parlamentu, lecz na skalę innych prezentowanych projektów. W 1,5 godzinnym panelu przedstawiono bowiem łącznie 7 dobrych praktyk, z których większość finansowana była przez międzynarodowe fundacje, koordynowana na poziomie państwowym, z budżetem kilku-kilkudziesięciu milionów dolarów
Mimo to projekt SPD zyskał zainteresowanie publiczności, bowiem dopytywano o to w jaki sposób zaadaptowano nieprofesjonalistów do tak inżynierskiego przedsięwzięcia jakim jest tworzenie biblioteki cyfrowej. Zaś jeden z Holendrów, regularnie odwiedzający europejskie i światowe biblioteki, stwierdził, że choć widział różne sposoby współpracy ze społecznościami, nie spotkał podobnego rozwiązania.
Na marginesie trzeba zauważyć, że UE, oczekująca różnych innowacji, społecznych zmian, itp. proponując ich finansowanie - może się zawieść. Innowacje mają się nijak do procedur, programów, długich procesów decyzyjnych i pewności efektów. Mniej szablonowe rozwiązania i ich wdrażanie są bowiem obciążone ryzykiem, zmianą, niepewnością i nieraz trudno przewidywalnymi skutkami. Trudno je ponadto ująć w sztywne matryce wskaźników i obsługiwać w przyciężkawej biurokratycznej aparaturze. Może więc warto byłoby pomyśleć (pomarzyć?), wraz z oczekiwaniem mocniejszej i bardziej wymiernej interwencji społecznej od beneficjentów, o "amerykańskiej modzie" (w miejsce niemiecko-francuskiej) na bardziej pragmatyczne procedowanie i lżejszy biurokratyczny gorset przy realizacji projektów ;) ?.
Na marginesie trzeba zauważyć, że UE, oczekująca różnych innowacji, społecznych zmian, itp. proponując ich finansowanie - może się zawieść. Innowacje mają się nijak do procedur, programów, długich procesów decyzyjnych i pewności efektów. Mniej szablonowe rozwiązania i ich wdrażanie są bowiem obciążone ryzykiem, zmianą, niepewnością i nieraz trudno przewidywalnymi skutkami. Trudno je ponadto ująć w sztywne matryce wskaźników i obsługiwać w przyciężkawej biurokratycznej aparaturze. Może więc warto byłoby pomyśleć (pomarzyć?), wraz z oczekiwaniem mocniejszej i bardziej wymiernej interwencji społecznej od beneficjentów, o "amerykańskiej modzie" (w miejsce niemiecko-francuskiej) na bardziej pragmatyczne procedowanie i lżejszy biurokratyczny gorset przy realizacji projektów ;) ?.
1 września 2011
Bibliotekarze na wolnym ogniu - 3. Bibliogrill
Bardzo sympatycznie udał się III Bibliogrill (tym razem) w Kazimierzu nad Wisłą, gromadzący ok. 20 bibliotekarzy z całego kraju. "Około", bowiem skład był dynamiczny, a uczestnicy korzystali z 3-dniowego pobytu w całości lub części. Pojawili się zatem bibliotekarze publiczni, akademiccy, pedagogiczni oraz kilku akademików.
Bibliogrill to organizowane przez Bibliosferę nieformalne spotkanie, na którym prócz części "konferencyjnej" realizowanej w bardzo luźnej i interaktywnej formule jest też czas na zwykłe rozmowy, poznawanie się, rozrywkę i spacery - no i oczywiście grillowanie. Ekonomiczną zasadą spotkania było "knowledge and food sharing". Całość przybrała formę pośrednią między nieco zmodyfikowanym sympozjonem (no, zamiast sof były hamaki, krzesła i trawa, więcej piwa niż wina, były panie, nie było niewolników), perypatetycką akademią (tak, w trakcie spaceru omówiono społeczne uwarunkowania bibliotek) i epikurejskim ogrodem, w którym oddawano się przyjemnościom stołu i towarzystwa. Jako, że Kazimierz nie leży w Grecji, pewną niedogodnością była spora ilość komarów, które jednakże odpierano bronią biologiczną, aplikacją z Androida oraz siłą i godnością osobistą.
Starożytne korzenie spotkania przesądziły zapewne o tym, że więcej było dialogu, niż słuchania, partnerstwa, niż hierarchii oraz swobodnych wypowiedzi, niż percypowania i rekapitulacji wykutych w betonie wersetów. A kosztowanie nieraz dość egzotycznych potraw z grilla sprzyjało długim konwersacjom i zwykłemu leniuchowaniu, dla rozruszania przerywanego kopaniem piłki.
Część konferencyjna odbyła się o zmroku pod pięknymi daglezjami w ramach dynamicznej Pecha Kucha, polegającej na przedstawieniu 20-slajdowej prezentacji w ciągu 6 minut i 40 sekund. Czyli po 20 sekund na slajd. Ich tematyka była bardzo zróżnicowana (no dobra - każda z kompletnie innej parafii), a każdą z nich kończyła krótka dyskusja ad rem, której żelazną ręką ze stoperem pilnował prowadzący. Nieugięty, mimo nieraz morderczych spojrzeń rozpalonych dyskutantów.
By zachować złoty środek i nie poprzestać wyłącznie na ćwiczeniu pięknych umysłów, dodatkowym punktem programu była wycieczka na zamek w Janowcu, z promową przeprawą przez Wisłę oraz odwiedzinami w pobliskim dworku. Tu przewodnikami byli znający okolicę bibliotekarze z Lublina.
Spotkanie to było bardzo ciekawym doświadczeniem. Pierwsze, może banalne, miło było patrzeć jak ludzie lubią być razem i oczekują kolejnych spotkań. Kolejne - właściwie brak barier, mimo różnych instytucjonalnych resortów, lokalizacji, specjalizacji, stanowisk, czy "naukowości". I na koniec - doświadczenie energetyzujące - patrząc na uczestników nie sposób nie zadumać się nad faktycznym bogactwem bibliotekarskiego środowiska. Różne temperamenty, wielość pomysłów, humor, chęć do żywej dyskusji, szacunek do odmiennego zdania, różne specjalizacje, wnoszenie wkładu - od piwa do pomysłów (tak, nawet piwa!).
Szkoda tylko, że trochę gdzieś się to wszystko traci i słabo to widać - poza Króliczą Norą. Ciekawe dlaczego?
PS. Jestem też ciekaw jeszcze jednej rzeczy. Otóż spotkania takie można traktować jak ... spotkania, niezobowiązujące, średnio poważne i odpoczynkowe. Ale nie do końca. Można bowiem na nie zacząć patrzeć jak na rodzaj "produktu" albo "usługi", komponowanych ad hoc, w różnych miejscach, zbierających ciekawych ludzi z bibliotecznego światka, którzy nie mają oporów przez dzieleniem się tym co mają i lubią podejmować nowe, nieszablonowe tematy. Skutek to wniesienie bardzo pozytywnej energii, uwolnienie potencjału, nauka bycia w zróżnicowanej grupie i ćwiczenie zaufania do innych. Póki co, Bibliogrille odbywają się w różnych, nie powiem, ciekawych miejscach, ale jakoś "poza". No więc jestem ciekaw, czy znajdzie się w końcu jakaś BIBLIOTEKA, która zdecyduje się skorzystać z tego co uruchomione dzieje się samo i otworzy podwoje, by wpuścić nieco energetycznego chaosu.
11 lipca 2011
Aarhus - miasto wokół biblioteki owinięte, cz.4 - skok w przyszłość
Nowa biblioteka w Aarhus, Urban Mediaspace, stanowi swego rodzaju falsyfikację wizji Licklidera, który w latach 60-tych XX w. sformułował koncepcję neobiblioteki, jako systemu ograniczonego do sfery informacyjnej (w wąskim znaczeniu), a zdolnego do semantycznego rozpoznawania zapytań użytkowników i formułującego odpowiedzi w oparciu o przetworzone do postaci cyfrowej zasoby informacyjne, zapisane pierwotnie na różnych nośnikach.
Aarhuska neobiblioteka to w dalszym ciągu byt realny, wkomponowany w miejską przestrzeń, więcej - organizujący ją na nowo, także w zakresie komunikacji miasta. Z kolei w przeciwieństwie do tradycyjnych koncepcji książkocentrycznych, będzie ona "jądrem" społecznych interakcji, tj. intelektualnym, kulturalnym i rozrywkowym centrum miasta, rewitalizującym również przyległe dzielnice.
Zgodnie z (nienazwanym) duchem "2.0" przyjęto, że kluczowym czynnikiem do utworzenia biblioteki funkcjonalnie trwałej, zdolnej do adoptowania się do potrzeb użytkowników przez dziesiątki lat, jest po prostu ich włączenie i współtworzenie przez nich jej projektu.
Dlatego do sformułowania jej programu użytkowego na dużą skalę zaangażowano użytkowników z ich pomysłami, emocjami i wyobraźnią. Prócz tradycyjnych metod, jak ankiety, kwestionariusze i rejestry życzeń, zastosowano także metody nowsze jak, World Cafe i Village Square, które wytwarzają wiedzę w oparciu o "zbiorową inteligencję" grup użytkowników.
Pomocne były tutaj informacje uzyskane z wcześniejszych projektów, które poparte zostały badaniami sprofilowanymi na rzecz tego przedsięwzięcia. Dostarczyło to wielu danych statystycznych, co umożliwiło opracowanie "person" - kilku modeli użytkowników (względem wieku, umiejętności, statusu majątkowego, wykształcenia, zatrudnienia, pochodzenia etnicznego) - z których także można było wnioskować o pożądanym kształcie zamierzenia.
Jak to wyglądało:
Aarhuska neobiblioteka to w dalszym ciągu byt realny, wkomponowany w miejską przestrzeń, więcej - organizujący ją na nowo, także w zakresie komunikacji miasta. Z kolei w przeciwieństwie do tradycyjnych koncepcji książkocentrycznych, będzie ona "jądrem" społecznych interakcji, tj. intelektualnym, kulturalnym i rozrywkowym centrum miasta, rewitalizującym również przyległe dzielnice.
Zgodnie z (nienazwanym) duchem "2.0" przyjęto, że kluczowym czynnikiem do utworzenia biblioteki funkcjonalnie trwałej, zdolnej do adoptowania się do potrzeb użytkowników przez dziesiątki lat, jest po prostu ich włączenie i współtworzenie przez nich jej projektu.
Dlatego do sformułowania jej programu użytkowego na dużą skalę zaangażowano użytkowników z ich pomysłami, emocjami i wyobraźnią. Prócz tradycyjnych metod, jak ankiety, kwestionariusze i rejestry życzeń, zastosowano także metody nowsze jak, World Cafe i Village Square, które wytwarzają wiedzę w oparciu o "zbiorową inteligencję" grup użytkowników.
Pomocne były tutaj informacje uzyskane z wcześniejszych projektów, które poparte zostały badaniami sprofilowanymi na rzecz tego przedsięwzięcia. Dostarczyło to wielu danych statystycznych, co umożliwiło opracowanie "person" - kilku modeli użytkowników (względem wieku, umiejętności, statusu majątkowego, wykształcenia, zatrudnienia, pochodzenia etnicznego) - z których także można było wnioskować o pożądanym kształcie zamierzenia.
Jak to wyglądało:
Należy dodać, że budowa biblioteki jest częścią większego, największego w dziejach Aarhus, zamierzenia planistycznego związanego z przebudową przemysłowej części miasta (stare doki), wraz z wykonaniem nowej linii nabrzeża oraz utworzeniem półwyspu, na którym już trwa budowa Mediaspace. Będzie ona stanowić także wizytówkę miasta widzianego od strony morza oraz zwieńczenie szlaku komunikacyjnego, wiodącego przez miasto. Po oddaniu do użytku do biblioteki będzie można dosłownie wjechać rowerem, autem lub tramwajem. Dodatkowo w sąsiedztwie, powstają obszary rekreacyjne oraz przestrzeń do organizacji imprez masowych. Kompleks będzie finansowany z powstającej również w ramach budowy powierzchni do wynajęcia.
Nowa biblioteka w Aarhus |
- powierzchnia dla usług bibliotecznych - 17.500 m kw.,
- powierzchnia do wynajęcia - 10.000 m kw.,
- powierzchnia centrum komunikacyjnego (przystanki, etc) - 500 m kw.,
- pojemność parkingu automatycznego (w podziemiach) - 1000 aut,
- obniżone zapotrzebowanie na energię - 3.000 m kw. paneli słonecznych oraz wykorzystanie wody morskiej jako czynnika chłodzącego do klimatyzacji,
- budowa jako zabezpieczenie przez falą zalewową (podnoszenie się poziomu morza),
- szacunkowa ilość odwiedzin (na miejscu) - ok. 4.000 osób dziennie.
Jak to będzie działać i co robić - na filmie:
Koncepcja przebudowy, "zakręcenia" miasta wokół biblioteki, jako miejsca kreowania społecznych więzi, komunikacji i innowacji zdaje się mocno nawiązywać do starożytnych wzorców agory lub forum, miejsca gdzie spotykali się patrycjusze, robotnicy, żebracy i filozofowie, w dialogu kształtując zręby prawdziwie europejskiej kultury. Architektura i komunikacyjne właściwości Mediaspace, której fizyczne granice trudno zidentyfikować (dostęp - 360 stopni, szklane, przezroczyste ściany), w przeciwieństwie do instytucji-zamków, sygnalizuje otwartość i wolność działań, eksperymentów i kreacji, zachęcając do komunikacji wszystkie strony społecznej gry.
Szkoda tylko, że nasze rodzime przedsięwzięcia architektoniczne, nawet gdy pojawią się na horyzoncie źródła finansowania, mimo wszechobecnego, ciągłego powtarzania frazesów o "społeczeństwie wiedzy", potrzebie innowacji i kulturze jako "przemyśle" napędzającym rozwój społeczny, z trudnością przyjmują do wiadomości istnienie takich instytucji jak biblioteki, które (zgoda, po modernizacji) mogą być naturalnymi stymulantami rozwoju. I zamiast wykorzystania ich do redefinicji miejskiej przestrzeni i ich identyfikacji jako miejsc rozwoju przyszłościowego społecznego kapitału, fundują definicje oparte np. na eleganckim ratuszu, dworcu lub hipermarkecie.
Cóż, jak sobie zrobimy, tak będziemy mieli.
10 lipca 2011
Aarhus - miasto wokół biblioteki owinięte, cz.3
Odwiedzając bibliotekę w Aarhus, można odnieść wrażenie znacznego nadmiaru przestrzeni komunikacyjnej, szczególnie jej holu głównego. Funkcjonalna i przestronna architektura biblioteczna, właściwa dla nowocześniejszych skandynawskich bibliotek niezbyt odpowiada temu miejscu, w którym przestrzeń, w stosunku do potrzeb, potraktowana została bardzo rozrzutnie. Okazuje się jednak, że przestrzeń ta pełni w bibliotece ważną funkcję rozwojową, bynajmniej nie poprzez prezentację statycznych wystaw dostojnego dziedzictwa oraz dokonywanie "uroczystych otwarć". Służy mianowicie testowaniu nowych pomysłów i rozwiązań, badaniu potrzeb użytkowników oraz włączaniu ich w modernizację bibliotecznych usług.
Bibliotekarze w swych wysiłkach nie pozostają osamotnieni, pomocą służą im miejscy urzędnicy ze zlokalizowanego w ratuszu biura o nazwie Usługi Obywatelskie i Biblioteki, którego zadaniem jest opracowywanie strategii bibliotek i rozwoju ich usług, szczególnie w oparciu o innowacje oraz koordynacja przedsięwzięć społecznych i kulturalnych w tym kontekście. Komórka ta też opracowuje i publikuje ciekawe raporty i artykuły poświęcone zadaniom bibliotek publicznych i rozwojowi bibliotekarstwa w Danii. Rozwija także międzynarodową współpracę bibliotekarzy, szuka partnerów wspólnych przedsięwzięć oraz monitoruje pojawiające się szanse na pozyskanie środków zewnętrznych. To m.in. dzięki wsparciu tego biura biblioteka w Aarhus organizuje międzynarodowe konferencje i bierze udział w wielu projektach, w mieście, które postanowiło zbudować swoją europejską i światową markę na ... bibliotece.
Jednym z najbardziej spektakularnych przedsięwzięć tam zrealizowanych była (lata 2003-2007) seria pięciu działań, odpowiadających obecnym obszarom działań biblioteki, składających się na projekt Transformation Lab : Literature Lab, the News Lab, the Music Lab, the Exhibition Lab oraz Square. Były one finansowane z państwowego funduszu zarządzanego przez Bibliotekę Narodową Danii, przeznaczonego na rozwój bibliotek publicznych i szkolnych oraz ze środków Fundacji Billa i Melindy Gates.
Projekt został zrealizowany wraz z 29 partnerami, wśród których można wymienić: aarhuskie Stowarzyszenie Wolnej Edukacji, biuro Międzynarodowego Festiwalu Sztuki, lokalne radio, Klub Poetycki, Duński Instytut Technologii, muzyczną szkołę i Filharmonię, szereg firm IT oraz biura architektoniczne.
Celem projektu było zbadanie, jak elastyczna fizyczna przestrzeń, interaktywne elementy oraz wszechobecne cyfrowe media mogą być wykorzystane w działaniu i rozwoju "realnej", fizycznej biblioteki i obsługiwaniu przez nią przyszłych potrzeb użytkowników. Do działań zaproszono użytkowników, którzy biorąc udział w warsztatach, imprezach, badaniach i ankietach, wnieśli ogromną dawkę nowej, świeżej wiedzy o kształcie przyszłej biblioteki.
Projekt pozwolił na rozpoznanie grup użytkowników oraz utrwalił jej markę w lokalnej społeczności. Ponadto, w ramach projektu, dzięki ustanowieniu różnych form współpracy z otoczeniem, zbudowano sieć współpracy z dotychczas odległymi od biblioteki instytucjami i nieformalnymi organizacjami i grupami użytkowników. Dodatkowym efektem projektu były korzyści dla bibliotekarzy, którzy mieli okazję zapoznać się i oswoić z najróżniejszymi technicznymi nowinkami oraz niekiedy nieszablonowymi zachowaniami użytkowników w bibliotece.
Jak to wyglądało i co przyniosło, obrazuje film poniżej:
Podsumowaniem działań było zebranie (także naukowe) wniosków z powyższych doświadczeń, które po syntezie zostały opracowane i rozpowszechniane w formie opisu oraz wyników użyteczności poszczególnych działań, tak by jednocześnie stanowiły katalog dobrych praktyk i inspiracji.
Projekt powyższy został uzupełniony później (raport z 2009 roku) o projekt YOUng, którego wdrożeniem jest "Mindspot - Make it your Library" - oferta dla młodych użytkowników biblioteki. Założenia projektowe obejmowały:
- utworzenie dla młodzieży w centrum miasta miejsca do nauki, pobytu i rozwoju, które dostarcza także rozrywki kulturalnej,
- prezentacja w sieci comiesięcznej oferty dla młodych ludzi,
- funkcjonowanie przynajmniej przez 5 dni w tygodniu,
- zaangażowanie użytkowników będzie stanowić istotny element projektu,
- w projekcie wykorzystane zostaną media powszechnie wykorzystane przez młodych ludzi,
- co najmniej 50 młodych osób zostanie przeszkolonych w zakresie wystąpień publicznych
- 10 osób stanie się liderami dla innych, wspierając ich w realizacji projektów, wyszukiwaniu informacji i wytwarzaniu różnych produktów,
- oferta biblioteki będzie skupiać się na poznawaniu przez młodzież kulturowego dorobku Danii i umiejętności wyrażania własnych poglądów,
- zostanie przygotowany katalog pomysłów, zawierający propozycje działań, które dzięki zaangażowaniu młodzieży, przygotowaniu przestrzeni, nowych metod nauki i sposobów spędzania czasu wolnego, wskażą kierunki rozwoju ku bibliotece przyszłości.
Efekt - na filmie:
Realizacja projektu dokonana w "starej" bibliotece, dostanie skrzydeł już niebawem, jako wachlarz usług bibliotecznych dla społeczności młodych użytkowników w nowym miejscu.
To tylko niektóre z pomysłów i działań bibliotekarzy z Aarhus, przy okazji produkują oni mnóstwo opracowań, raportów i materiałów, których lektura i choćby pobieżne przećwiczenie mogłoby z powodzeniem wypełnić kilkuletni program bibliotekarskich studiów.
To tylko niektóre z pomysłów i działań bibliotekarzy z Aarhus, przy okazji produkują oni mnóstwo opracowań, raportów i materiałów, których lektura i choćby pobieżne przećwiczenie mogłoby z powodzeniem wypełnić kilkuletni program bibliotekarskich studiów.
Swoją drogą, nachodzi refleksja, jak bardzo rozwój bibliotek zależy od nich samych, od pomysłów i działań praktyków, wchodzących w różnorodne relacje z partnerami i użytkownikami. To eksperymentująca biblioteka i dobrze zrobiony projekt, przy przytomnym wsparciu władz, wnosi prawdziwą wartość dodaną do branżowego świata. Oczywiście pod warunkiem, że biblioteka owa chce się tym dorobkiem dzielić. Na szczęście w tym także duńscy bibliotekarze stają na wysokości zadania.
Projektowe podejście do rozwoju instytucji, wypracowane metody, zbudowane więzi z wieloma partnerami i użytkownikami, poskutkowało nagromadzeniem znacznego kapitału kompetencji, który mógł być i jest wykorzystywany do zaprojektowania właśnie budowanej w Aarhus - zgadniecie - nowej biblioteki.
O tym w następnym odcinku ;).
Subskrybuj:
Posty (Atom)